Wczesnym rankiem w miniony piątek powrócili szczęśliwie z 14-dniowego pobytu nad morzem uczniowie naszego SOSW. Opaleni, choć zmęczeni długą podróżą z radością rzucali się w ramiona stęsknionych rodziców. Niemała, bo 36-osobowa grupa pod opieką nauczycieli i wychowawców oraz kilku rodziców spędziła w urokliwej miejscowości – w Darłówku - swoje wymarzone dwa tygodnie. Dla większości był to pierwszy taki wyjazd, dla innych – kolejny. Ale wszyscy na pytania rodziców odpowiadali, że było fajnie, wspaniale, super… Bo rzeczywiście tak było. Sprzyjała nam pogoda – nie było dnia bez słoneczka, które budziło nas każdego ranka. Było też bardzo ciepło, a o pelerynie przeciwdeszczowej to trzeba było zupełnie zapomnieć. I dobrze – dzięki temu mogliśmy godzinami budować przeciekawe konstrukcje za piasku i kamieni, wylegiwać się na słońcu, biegać za piłką po pustej jeszcze plaży, puszczać latawce czy zbierać muszelki i ciekawe kamyczki… Próbowaliśmy, czy rzeczywiście woda w morzu jest słona, a w cieplejsze dni nawet moczyliśmy w morskich falach nasze stopy. A kiedy zagrzała się woda w basenie w naszym Ośrodku, to wielu z nas korzystało z dobrodziejstwa kąpieli. Byliśmy też w miejscowym Aquaparku, gdzie ponad 120 minut pluskaliśmy w wodzie na wiele sposobów. Co odważniejsi nawet zjeżdżali na zjeżdżalniach. Każdy dzień rozpoczynaliśmy od gimnastyki na świeżym powietrzu, potem śniadanie. Niektórzy z uczestników byli na turnusie rehabilitacyjnym PFRONu i codziennie stawiali się w gabinetach na zabiegi przepisane przez lekarza, a po nich już każda grupa udawała się w zaplanowane miejsce, żeby realizować ustalony wcześniej program. Spotykaliśmy się tylko na posiłkach, podczas których były ogłoszenia, co będziemy robić w kolejnych dniach. A atrakcji było niemało: płynęliśmy statkiem „Król Eryk” po morzu, byliśmy na autokarowej wycieczce w Ustce – niestety remont nabrzeża uniemożliwił nam spotkanie z ustecką syrenką, ale za to pospacerowaliśmy piękną promenadą. Musieliśmy się jednak spieszyć, ponieważ już czekali na nas panowie przewodnicy w Bunkrach, które zwiedzaliśmy pod ich kierunkiem. Ale to nie koniec przygody, bo po zwiedzaniu każda grupa szukała skarbu za pomocą profesjonalnego wykrywacza metali. A potem udaliśmy się do strzelnicy, gdzie uczyliśmy się strzelać z łuku. Jakimś dziwnym trafem – wszystkim udawało się trafić w tarczę!? To nie wszystko, bo przecież jeszcze w Ustce jedliśmy najlepszą rybkę smażoną na świecie!
W kolejnych dniach była jeszcze jedna wycieczka do Darłowa. Znowu popłynęliśmy – tym razem tramwajem wodnym rzeką Wieprza, która dzieli Darłówek na Wschodni i Zachodni. W Darłowie czekała na nas pani Krystyna, która zaprowadziła nas do Zamku książąt Pomorskich i tam razem z nią zwiedziliśmy pięknie zachowany zamek, a następnie byliśmy w kościele Mariackim i pod pomnikiem rybaka na darłowskim rynku zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia. Wróciliśmy do Ośrodka kolorową ciuchcią. Chłopakom z najstarszej grupy udało się zwiedzić prawdziwy kuter rybacki oraz darłowską latarnię.
Mieszkaliśmy w Ośrodku „Pod Arkadami”, który prowadzą zaprzyjaźnieni z nami już od 4 lat pani Małgorzata i pan Wiesław. Bardzo o nas dbali – mieliśmy dwie fantastyczne dyskoteki, grilla oraz konkursy bingo i malowanie kredą no i pyszne jedzonko. Nasi gospodarze byli bardzo mili i wyrozumiali dla naszych psot. Faktem jest, że nie rozrabialiśmy za dużo, bo po całych dniach bogatych w tyle wrażeń, pokonanych kilometrach podczas spacerów po plaży, zabawach na placu zabaw i siłowniach na świeżym powietrzu – wieczorem naprawdę „padaliśmy” jak muchy i spaliśmy do pobudki jak niemowlęta.
Piękna pogoda nie sprzyjała organizowaniu zajęć w budynku, ale i na to znaleźliśmy czas. Wspólnie z p. Agatką i naszymi opiekunami tworzyliśmy dzieła plastyczne o tematyce morskiej oraz uczyliśmy się śpiewać piosenki o morzu. Najbardziej przypadła nam do gustu piosenka szantowa „Gdzie ta keja” – przy okazji dowiedzieliśmy się , co to jest ta keja i koja. Miał być też konkurs z rzutkami, ale zwyczajnie zabrakło nam już czasu. Ale nie mogło nam braknąć czasu na chrzest morski dla tych nowicjuszy, którzy po raz pierwszy przybyli nad morze. W dzień przed wyjazdem zaszczycił nas swoja obecnością król Neptun – władca wszystkich mórz i oceanów wraz z małżonką. Wszyscy udaliśmy się na plażę i tam dokonał się chrzest tych nieszczęśników, którzy musieli wpierw pokonać wiele prób, by w końcu stanąć przed obliczem Neptuna.
Dwa tygodnie minęły błyskawicznie i już trzeba było się pakować do domu. Żal było żegnać się z morzem, ale pocieszała nas perspektywa powrotu tutaj już za rok.
Na koniec należy dodać, że wyjazd nad morze dla dwudziestoosobowej grupy uczniów Szkoły Podstawowej Nr 9-L i Publicznego Gimnazjum nie byłby możliwy, gdyby nie wsparcie finansowe, jakie uzyskaliśmy dzięki Telewizji Polskiej w ramach realizowanego corocznie programu „Reklama Dzieciom”.
Bardzo dziękujemy!
|