Nigdy nie my?la?, ?e b?dzie nauczycielem. Przez my?l mu nawet nie przesz?o, ?e w dodatku b?dzie si? zajmowa? sierotami i dzie?mi specjalnej troski. Egzamin do Liceum Pedagogicznego w Krzeszowicach zda? po namowach mamy i dyrektora podstawówki, a napisa? go po?yczonym piórem. W szkole by? rozbójnikiem, ale - jak mówi - zdolnym rozbójnikiem, a z takim jest problem o wiele wi?kszy. Teraz przyszed? czas na zas?u?ony odpoczynek.

D?ugoletni dyrektor O?rodka Szkolno-Wychowaczego w Nowym Targu - W?odzimierz ?ak po przej?ciu na emerytur? wspomina d?ugie lata trudnej pracy z m?odzie??.
Powo?anie odkry? pó?niej
Nied?ugo minie trzeci miesi?c od dnia, gdy przeszed? w stan spoczynku. Ka?dy, kto chocia? na chwil? znalaz? si? w placówce zajmuj?cej si? kszta?ceniem dzieci specjalnej troski w Nowym Targu, czu?, ?e W?odzimierz ?ak jest integraln? cz??ci? tej szko?y. Chocia? nie ?a?uje podj?tej decyzji, przyzwyczajony do wczesnego wstawania po szóstej rano, nie bardzo wie co ze sob? zrobi? po porannej gimnastyce. Przecie? przez ponad ?wier? wieku bieg? na ulic? Jana Paw?a II i robi? obchód po internacie i szkole, gdzie trafia?y dzieci, których nauka w normalnej szkole by?a nie mo?liwa.
Dzi?ki milicjantom
Specjalny O?rodek Szkolno-Wychowawczy to swoistego rodzaju edukacyjny fenomen zbudowany przez milicjantów jeszcze w latach 70. ubieg?ego wieku. Dzisiaj jest jedynym miejscem, gdzie dzieci i m?odzie? z Podhala maj?ce problemy z nauk?, czasami nawet z przystosowaniem do ?ycia, maj? szans? na edukacj? na miar? ich mo?liwo?ci.
- Jak trafi?em do Nowego Targu? - rozpoczyna swoj? opowie?? W?odzimierz ?ak. - W1965 roku pozna?em fajn? dziewczyn?, Magd?. Znajomo?? tak si? sko?czy?a, ?e w 1966 roku wzi?li?my ?lub. Moj? ?on? zosta?a wi?c Magdalena Zubek od ilu? pokole? autentyczna góralka i nowotar?anka. Podobnie jak ja jest nauczycielk?. Zreszt? nauczycielami s? równie? córka i zi??.
Na pocz?tku by? dom dziecka
?ak przyjecha? do Nowego Targu w 1967 i rozpocz?? prac? jako wychowawca w domu dziecka na Kowa?cu, gdzie przebywali sami ch?opcy. Jak wspomina, to by?o jedno z najci??szych jego jego zaj?? w ?yciu. Trudna m?odzie?, z rozbitych domów. Na stu wychowanków jedynie pi?ciu by?o sierotami naturalnymi. Pozostali to by?y sieroty spo?eczne, odebrane przez s?d rodzicom. Od pocz?tku chcia? wychowywa? podopiecznych poprzez prac?. W rezultacie wychowankowie wyremontowali prawie ca?y dom. Stawia? tak?e na harcerstwo. - W tym czasie poszed?em na pedagogik? specjaln?, Zaanga?owa?em si? pó?niej w dzia?alno?? nowotarskiego hufca ZHP-wspomina. To w?a?nie w harcerstwie nauczy? si? optymizmu i rozwi?zywania problemów na poczekaniu. Ta metoda pracy towarzyszy?a mu do ostatniego momentu kierowania szko??.
Trzecia dwója dla ciebie
Nie ukrywa, ?e wiele jego metod, zw?aszcza we wspó?pracy z nauczycielami, budzi?a sprzeciw. - Zawsze mówi?em: - Pan da? dziecku trzeci? dwóje. Dwie s? dla dziecka, a trzecia jest dla pana. Tym w?a?nie sposobem zamkn?? pan dziecku mo?liwo?ci dalszej ch?ci osi?gania sukcesu. Ka?dy cz?owiek jest tak skonstruowany, ?echce odnosi? sukces, a dziecko tym bardziej. Nauczyciel to taki metodyk, który daje poczucie sukcesu. Je?eli kto? jest dobry na przyk?ad w sporcie, to trzeba go w tym szczególnie docenia? -twierdzi ?ak.
Propozycje pracy w O?rodku Szkolno-Wychowaczym dosta? w 1984 roku. Szko?? wybudowa?o Ministerstwo Spraw Wewn?trznych w dwóch celach - mia?a by? o?rodkiem dla dzieci specjalnej troski oraz o?rodkiem kolonijny dla dzieci milicjantów. W tamtych czasach - jak wspomina ?ak - kupi? ?arówk?, czy myd?o by?o wielkim wyzwaniem, ale ten w?a?nie resort mia? ogromne mo?liwo?ci. Na koniec 1994 roku komenda krakowska sfinansowa?a tutaj odwiert studni g??binowej. Dzisiaj, patrz?c na cen? wody, ma to ogromne znaczenie dla szko?y, gdzie zu?ywa si? jej hektolitrami. Na tamte czasy by?a to pierwsza placówka w Nowym Targu, która mia?a glazur? w ubikacjach.
Przede wszystkim gospodarz
W?odzimierz ?ak zawsze czu? si? jednak nie tylko pedagogiem, ale i mened?erem szko?y. W tamtych latach zdoby? dziesi?? ?rub czy wa?ek papy by?o nie lada wyzwaniem, wi?c takiej roboty nie brakowa?o. - Musia?em jednak znale?? tak?e czas na hospitacje - mówi. - Nie wyobra?am sobie dyrektora, który nie widzi nauczyciela w klasie, w ?wietlicy. Musi sprawdzi?, jak on pracuje metodycznie. Czasem wielka elokwencja w pokoju nauczycielskim nie przek?ada si? na mo?liwo?ci nauczyciela w klasie. Kiedy po kilku hospitacjach zorientowa?em si?, ?e to nie jest nauczyciel, który b?dzie pedagogiem specjalnym, powiedzia?em swojemu pracownikowi: - Nie stary, ty si? do tej roboty nie nadajesz. W tej szkole nie zrobi pan kariery, bo nie rozumiecie tych dzieci. Powtarza?em: - Te dzieci b?d? takie, jakich maj? nauczycieli. Podpowiada?em: - Niech pani idzie z t? geografi? do ogólniaka, bo tam b?dzie pani wspaniale wyk?ada?, ale tutaj, jak pan zrobi taki wyk?ad, to dzieci powiedz?, ?e maj? m?dr? pani?, tylko nic z tego nie wiedz?. Gdyby?my mieli wszyscy dar pedagogiczny to nie trzeba by?oby nauczycieli, rodzice sami kszta?ciliby swoje dzieci. Nieraz nauczyciele z pracy w o?rodku rezygnowali sami.
- Bardzo ceni?em takiego wychowawc?, który zszed? z dy?uru podczas którego by?y trzy ataki epilepsji a inne dziecko si? zanieczy?ci?o i powiedzia?: - Ja tutaj wi?cej pracowa? nie b?d?. Ja sam do ostatniego dnia uczy?em si? rozumie? te dzieci. I wielu z nich wysz?o na ludzi - przekonuje ?ak. Kiedy nigdzie nie by?o farby - dyrektor dosta? a? pó? tony od swojego wychowanka. Po latach do szko?y przyje?d?aj? ch?opaki ju? swoimi samochodami, których dorobili si? dzi?ki temu czego nauczyli si? w o?rodku.
Edukacja bywa?a nie?atwa. Nie tylko z innymi nauczycielami toczy?y si? nieustanne spory, ale i z rodzicami. Nie raz musia? walczy? z ich nastawieniem. - Od lat pokutuje takie przekonanie, ?e dziecko pójdzie do szko?y specjalnej i dostanie ?wiadectwo specjalne. Takim nastawieniem rodzice robi? dzieciom ogromn? krzywd?. To jest rodzaj mitu. Trafia?y do nas jednak i dzieci odebrane rodzicom na mocy prawomocnego wyroku. Pó?niej bardzo cz?sto nie chcieli bra? swoich pociech na Wielkanoc czy Bo?e Narodzenie. Mówili: - Wzi?li?cie sobie go, to go teraz pilnujcie. Pami?tam takiego ch?opca z Bukowiny. By? dwa dni w o?rodku. Okaza?o si?, ?e bardzo mu si? u nas spodoba?o, bo pierwszy raz najad? si? do syta. Po jakim? czasie usiedli?my razem i spróbowali?my zagra? w warcaby. Wtedy powiedzia? mi, ?e nie wie, na czym ta gra polega. Pokaza?em mu. O?mieli? si? i mówi mi tak: - Wie pan, niedobrze tu u pana, bo ani razu bryi nie by?o, a panie to ka?? ci?gle my? si? - mówi W?odzimierz ?ak. -I taka to by?a robota. Zawsze rano chodzi?em po szkole, nieraz spotyka?em uczniów niewyspanych. Jeden z nich powiedzia? mi, ?e trzeci dzie? w stodole ?pi, bo tata si? ?eni. Poszli?my do kuchni i poprosi?em, ?eby kucharki nakarmi?y go, bo jak si? taki ch?opak b?dzie uczy?, gdy w brzuchu mu burczy i do tego jest niewyspany. Nigdy nie zapomn? ch?opca, który nie potrafi? mówi? i je??, chodzi? na czworakach. Kiedy go zabrali?my z domu, matka i ojciec przekonywali, ?e nic z niego nie b?dzie. A jednak po pó? roku sp?dzonym w o?rodku zacz?? chodzi? normalnie. Po roku zacz?? samodzielnie je??, a nawet mówi?. I to jest jeden z ewidentnych przyk?adów, ?e ta moja praca i ca?ego zespo?u o?rodka mia?a i ma ogromny sens.
Jak podkre?la W?odzimierz ?ak, najwi?ksz? warto?ci? placówki, oprócz dzieci, s? pracuj?cy nauczyciele i wychowawcy. - To wspaniali ludzie oddani dzieciom specjalnej troski. Wszystko, co osi?gn??em, osi?gn?li?my wspólnie. Podwaliny pod o?rodek w 1974 roku k?ad? Józef Ró?a?ski, ja jako jego nast?pca kontynuowa?em i poszerza?em to wa?ne dzie?o - wspomina W?odzimierz ?ak. - Oczywi?cie nasza dzia?alno?? nie mog?aby by? prowadzona bez wsparcia kuratorium, starostwa i rodziców. Mojemu nast?pcy Tadeuszowi Kalacie, ?ycz? samych sukcesów w tej jak?e nie?atwej pracy.
?ród?o:
|